czwartek, 20 stycznia 2011

RAPORT - Sale



Jak odreagować? – idziemy na zakupy!
Dzisiaj po zaliczeniu musiałam jakoś odreagować tygodniowy szał zakuwania. Jako idealny sposób odreagowania wybrałam zakupy – obudziła się tutaj we mnie prawdziwa kobieta ;) Udałam się więc do Starego Browaru w Poznaniu na ulicę Półwiejską.  Wnioskami dzielę się oto z Wami.

Rano nie było tłoku. Można było spokojnie buszować, nikt z drugiej strony nie ciągnął rękawa tej samej bluzki. Czy było to spowodowane wczesną porą czy może końcówkami wyprzedaży – tego nie wiem :) Najważniejsze, że mogłam się swobodnie przejść po sklepach. Popołudniu zaczął się ul. Ludzi przybyło, kolejki do przymierzalni mimo to znośne, jedynie w Zarze wyjątkowo długie. Chociaż to już III tura, a sklepy kuszą już nową kolekcją, to całkiem dużo znalazłam jeszcze wyprzedażowych wieszaków.

Najbardziej lubię wybrać się na zakupy właśnie w tym czasie, mam wtedy pewność że hasła „Minus 50%”, „Obniżki do 70 %”, „Totalna Wyprzedaż!” mnie nie oszukają i po wejściu do sklepu naprawdę mogę liczyć na prawdziwe przeceny. 

Co kupujemy na zimowych wyprzedażach?
Oczywiście przede wszystkim swetry. W sezonie to dość drogi wydatek, długi, gruby sweter to koszt nawet 200 zł. Tutaj sprawdza się przede wszystkim zasada, że najbardziej opłaca się kupować te najdroższe produkty np. sweter, który kosztował 250 zł można dostać za 125 zł. Styczeń to również czas posylwestrowy. Warto więc przyjrzeć się sukienkom, które wiszą i kuszą naprawdę niską ceną.

Ja szukam przede wszystkim rzeczy ponadczasowych, które będą modne zawsze, nie tylko jeden sezon. Drugim moim sposobem jest poszukiwanie ubrań, które pasują już do zawartości mojej szafy. Gdy kupię bluzkę w panterkę, a nie będę miała do niej zwykłych, ciemnych spodni czy ołówkowej spódnicy będę musiała również się w to zaopatrzyć, a to dodatkowy wydatek, przecież zależy mi na tym by wydać jak najmniej – w końcu to wyprzedaż ;)

Magia III tury
III tura to również czas gdy znikają magiczne hasła „Od…. zł” a pojawiają się „Do…. zł”. Wtedy nie złapie się już na pułapkę, gdy wpada mi w oko piękna spódnica z wieszaka „od 39 zł” a okazuje się że ta akurat przeze mnie wybrana, ta wyjątkowa kosztuje 69 zł, wtedy boli serduszko mimo wszystko. 

Nowe kolekcje w sklepach są podpowiedzią tego czego mam szukać i na co zwracać uwagę. Zawsze mogę zerknąć na obowiązujące trendy wiosną i łatwiej mi wtedy nie popełnić pomyłki. Niestety istnieje ryzyko, że to co zobaczę w nowych kolekcjach tak mi się spodoba, że nie będę mogła się powstrzymać i wydam dużo więcej, a przecież miałam oszczędzać – tym razem jednak tak się nie stało ;)

Gorzka prawda - Przepłaciłam za bluzkę!
No właśnie… podstawowy minus wyprzedaży to ten strach przed znalezieniem rzeczy, która już posiadamy w dużo niższej cenie. Dziś, gdy w Zarze oglądałam kolorowe bluzki, które będzie można założyć latem w pewnym momencie natknęłam się na moją bluzkę, tzn. taką jak moja. Stała się moją kilka tygodni temu. Dałam za nią 79 zł dziś można ją już kupić za 39 zł! Wychodzę!

Happy End
Kupiłam tylko duży komin z 95 zł na 44 zł i legginsy z 39 zł na 15 zł. Więcej nie kupiłam, nie dlatego że nie miałam z czego wybrać, tylko dlatego, że po prostu moja szafa jest już pełna i  na ten sezon i na przyszły ;) Jest jeszcze w czym wybierać. Kupić drożej czy taniej? Jedno jest pewne trzeba się nachodzić, naliczyć i naszacować, żeby kupić korzystnie i nie dać się złapać. Nic nowego nie odkryłam… Dawno już mówili, że nie wszystko złoto, co się świeci. Z tą sentencją radzę iść na zakupy.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Temperatura w góręęę....

Gdy termometr pokazuje 9 stopni na plusie, mimo tego, że jest styczeń i środek zimy, to całe moje ciało krzyczy: "nie duś mnie pod tym strasznym płaszczyskiem". Nie popełniłam, więc tej zbroni. 'Skórzana' kurtka plus sweterek, który się pod nią ładnie schował, dawały mi tyle ciepła, że wcale nie potrzebowała grubego, zimowego płaszcza. Poza tym moja tęsknota za wiosna jest tak silna, że chciałam poczuć się już jak tuż przed 21 marca ;)
To bardzo bezpieczny zestaw - trochę w rockowym stylu, choć nie ubieram się tak na co dzień, to bardzo dobrze się w nim czułam i na spacerze z koleżanką sprawdził się idealnie. No i musiałam zaprezentować w zestawie moja nową wyprzedażową zdobycz, którą mogliście już tu zobaczyć - dla mnie lepiej i wygodniej sprawuje się w roli kopertówki.
Przed wiatrem osłaniał mnie gruby, ciepły szal, więc czułam się też komfortowo termicznie  ;)


Od 3 dni leże chora w łóżku a na głowie mam całe mnóstwo zaliczeń. Niestety to piekło skończy mi się dopiero w okolicach 20 lutego. Do tego czasu posty na blogu będą się pojawiały, ale rzadziej niestety. Może mniej zestawów a więc akcesoriów? Zobaczymy...

No to zdjęcia ;)



kurtka: no name
bluzka: orsay
legginsy: bazarek
torebka: mohito
buty: no name
szalik: sh
bransoletki: new yorker, 
                 c&a, primark

piątek, 14 stycznia 2011

Why Not Oversize It!

        Co to jest oversize? Dla mnie to luźne swetry opadające swobodnie na biodra, za duże marynarki szczególnie w ramionach i duże, wełniane czapy. Wydaje mi się, że każdy inaczej definiuje ten styl. Powiem szczerze, że od dawna mnie zachwycał i przerażał jednocześnie. Zawsze myślałam, że z powodu mojego rozmiaru (40) jestem wykluczona z grona osób, które mogą sobie na niego pozwolić. Jednak ostatnio coś się we mnie zmieniło. Postawiłam na jakiś czas schować głęboko do szafy idealnie dopasowane ubrania i zrobić coś o czym od dawna marzyłam – kupić idealny sweter oversize! Przecież piękno to nie tylko rozmiar XS, prawda?
        Czy taki strój wyszczupla sylwetkę? Jedni powiedzą, że tak – w za dużych ubraniach wygląda się jakby się było szczuplejszym, drudzy, wręcz odwrotnie –  workowate ubrania poszerzają i dodają kilogramów. Myślę, że prawda leży gdzieś pośrodku. Jak ja wyglądam w moim oversizowym swetrze – zobaczcie sami. Od dnia zakupu miałam go na sobie już 3 razy a to bardzo dużo biorąc pod uwagę liczebność mojej szafy ;) Teraz noszę go z czarnymi legginsami lub tregginsami z błękitnego dżinsu - świetnie się komponują z pastelowym kolorem swetra. Latem założę go do krótkich dżinsowych spodenek  - już nie mogę się doczekać. 
        Sama czuję się w nim rewelacyjnie i już planuje kolejne polowanie na rzecz w tym stylu, ale może tym razem w second handzie.




sweter: h&m
legginsy: miejscowy 
        bazarek
buty: no name
wisiorek-zegarek: z szafy mamy
pierścionek: primark 

piątek, 7 stycznia 2011

Przecenowy zawrót głowy.

           Dopiero dzisiaj wybrałam się na wyprzedażowe zakupy. Wcześniej nie miałam na to ani czasu, ze względu na obowiązki studenckie, ani ochoty na przepychanie się łokciami w zakupowym szale. Dziś z pozytywnym nastawieniem i grubym portfelem wybrałam się do centrum handlowego. Niestety wyszłam z niego tylko z swoją torebką - nie potrzebowałam nawet dodatkowej torby. Co się stało? Nic mnie nie zachwyciło z ubrań. Zupełnie nic. Do wszystkiego podchodziłam z pewnym sceptycyzmem. Wydawało mi się, że wiele rzeczy mi jest niepotrzebne, wiele mam podobnych już w swojej szafie lub były na tyle sezonowe, że nie zagościłyby u mnie dłużej niż ten sezon, a nie mogę sobie pozwolić na taki irracjonalizm ;) Poza tym wiele ubrań zostało jeszcze nie przecenionych, cały czas czekam na ten czas, gdy większa część H&M'u będzie mienić się czerwonymi planszami pt.:"wyprzedaż", a nie tylko jego skromna część. Wiele też ubrań poznikało ze sklepowych wieszaków - przed wyprzedażami miałam upatrzone parę interesujących sztuk, jednak dziś żadnej z nich nie udało mi się upolować. Nie poddam się tak łatwo - trzecia tura będzie należała do mnie ;)
Mam jednak czym się pochwalić! Dziś zaszalałam z akcesoriami, co nie zdarza mi się często. Jestem dumną posiadaczką dwóch torebek, które będą moimi faworytkami w wiosennych i letnich stylizacjach ze względu na swoje energetyczne kolory ;) Poza nimi zdobyłam dwa paski i trochę biżuterii.
          Mam jeszcze asa w rękawie z nowej kolekcji, ale o nim w kolejnym poście ;)


Pierwsza to zdobycz z mohito za jedyne 29,90.
Druga w cudnym kolorze orange pochodzi z H&M i kosztowała mnie całe 20 zł.
Chyba się opłacało ;)

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Caryca Katarzyna

       Podczas przeszukiwania szafy mojej mamy odkryłam już taki sweterek. Ostatnio podjęłam się znowu tego trudnego, aczkolwiek owocnego zadania. I tym razem opłacało się. Odkryłam dwa skarby, które od razu zawładnęły moim serduszkiem ;)
        Pierwszym okazał się futrzany kołnierz, o którym marzyłam od dawna, drugim zegarek na łańcuszku, który po prostu jest miodem na moje serce. Od miesięcy chorowałam na podobny nie mogąc go nigdzie znaleźć, a u mnie w domu, w zapomnianej szafce leżało bezpiecznie takie cudo... jestem wniebowzięta!
Cały zestaw tworzy według mnie taką magiczną aurę - carskiej Rosji - przepych, futro, złoto, ale wszystko z umiarem.

        Wiecie jak trudno namówić mojego chłopaka na zdjęcia? Sama nie wiem jakim cudem mi się to udało. Jednak po dotarciu na miejsce okazało się, że na polu wieje silny wiatr i nie udało nam się zrobić więcej niż 2 zdjęcia. Musiałam niestety ratować się moim balkonem  - stąd kiepska jakość zdjęć (zostały mocno rozjaśnione, bo było już późno i wyszły bardzo ciemne - mam jednak nadzieje, że stylizacja jest dobrze widoczna).
Zima jednak nie sprzyja blogowaniu....






płaszcz: sh
koszula: bershka
legginsy: new yorker
torebka: sh
botki: deichmann
kołnierz: z szafy
wisiorek: z szafy
pierścionek: primark

sobota, 1 stycznia 2011

W stanie upojenia Sylwestrowego

        Wielokrotnie, gdy wybierałam się na zakupy z okazji sylwestra/wesela/osiemnastki obiecywałam sobie, że kupię taką sukienkę, którą jeszcze nie raz wykorzystam. Z reguły kończyło się tak, że przy okazji pojawienia się kolejnej imprezy Kasia robiła sobie kolejną wycieczkę po sklepach w poszukiwaniu "tego ideału", bo ideał z przed 3 miesięcy stracił wiele ze swojej idealności.
        W roku 2010 (chciałam napisać w tym roku, ale uświadomiłam sobie, że to już nie ten czas, swoją drogą czy wy tez bardzo długo przyzwyczajacie się do nowej daty? obawiam się, że ja jeszcze długo będę pisać przy datach poprzedni rok) uparłam się, że postaram się znaleźć mój typ idealny sukienek, które nie będą tylko modne jeden sezon lecz będą na tyle uniwersalne, bym ze spokojnym sumienia mogła je założyć i przede wszystkim czuć sie komfortowo (czytaj: wciąż modnie).
        Moja szafa pełna jest sukienek, które kupiłam w okresie osiemnastkowych szaleństw, których najprawdopodobniej nigdy już nie założę. Nie jest sztuką przecież  ubrać się modnie za duże pieniądze jeden raz, lecz sztuką jest, moim zdaniem, kupić taki ciuch, który będzie nas zadowalał przez długie lata. Wtedy koszt zakupu takiej sukienki rozkłada się na wielokrotne użytkowanie. Sieciówki w każdym sezonie proponują nam różne modele sukienek - ja od roku wybieram je z rozsądkiem.
        W roku 2009 kupiłam srebrno-czarna sukienkę. W tym roku również założyłam ją na sylwestra i czułam się w niej rewelacyjnie. Wybrałam ją w kolorach, które zawsze sprawdzają się w sylwestrowy wieczór - czerń, srebro są kolorami nieśmiertelnymi i bardzo bezpiecznymi od wielu lat jeśli chodzi o okres karnawału. Moim zdaniem spełniłam swoje założenie w 100%.


Duże cekiny - dla mnie tylko w sylwestra mogą zagościć w moim stroju. Jest to czas, w którym możemy sobie pozwolić  na trochę szaleństwa ;)
Rajstopy w kropki dodają charakteru, by nie było nudno.
Niebieski - perłowy lakier na paznkociach i pasujący do niego makijaż są tą solą i pieprzem, bez których nie udałaby się żadna potrawa. 
Smacznego :P


sukienka: reserved
kopertówka: F&F
szpilki: no name

Małe wspomnienie z ubiegłej nocy ;) 
Pozdrawiam was wszystkich i z niecierpliwością czekam na kolejne imprezy z waszym udziałem.

A Wam chciałabym życzyć radosnego, szczęśliwego i cudownego Nowego Roku!