czwartek, 26 kwietnia 2012

Poznajcie moją nową obsesję ;)

Strasznie dawno mnie tutaj nie było!
Obiecałam Wam, że na początku tygodnia pojawi się niezwykle turkusowy post, ale niestety aparat spłatał mi figla i zdjęcia zrobiły się strasznie małe i niestety nie mogłam ich wykorzystać:(
Dodatkowo przez ostatnie kilka dni nagromadziło mi się tyle rzeczy na głowię, że nawet nie miałam czasu sie po niej podrapać ;P Nie ma się co dziwić, oddech sesji czuję już na karku, a prowadzący nie dają nam o tym zapomnieć... A i moge jeszcze ponarzekać na pogodę - w Poznaniu do wczoraj albo padało albo wiało niemiłosiernie. Dziś możemy się cieszyć pięknym słońcem i cudownym skokiem temperaturowym, a więc nie miałabym już nic na swoje usprawiedliwienie ;P Szybki telefon do koleżanki i o to jest - post;)

Najważniejsze - jestem szczęśliwą posiadaczką limonkowej torebki. Nie mogłam się powstrzymać, po prostu musiałam zrobić z niej pojedynczego bohatera tego seta. Bluzkę kupiłam na wiosennych mini wyprzedażach i  najlepiej bym z niej nie wychodziła. To była miłość od pierwszego założenia ;)
No nic.... Energetyczna limonka na stonowanym tle i mnóstwo uśmiechu - to jest mój sposób na dzisiejszy dzień ;)



bluzka: bershka
top: h&m
spodnie: zara
buty: czasnabuty.pl
torebka: allegro.pl
bransoletki: h&m, joujou, no name

sobota, 21 kwietnia 2012

Mięta jest!



 Rok zajęły mi poszukiwania idealnej mięty na paznokcie. Przypadkiem wpadł mi w ręce katalog avonu i o to jest. Idealna mięta z pięknym turkusowym braciszkiem, który zdecydowanie zdominuje moje wiosenne outfity -czuję to! Niech to będzie mała zapowiedź  posta, który pojawi się po weekendzie.
Do usłyszenia wkrótce;)

czwartek, 19 kwietnia 2012

Dziewczyny lubią beż...

               Uwielbiam ten kolor tak samo mocno jak mój chłopak go nienawidzi ;P Dlaczego to tak zawsze jest, że jak my - kobiety zakochujemy się w jakieś rzeczy to nasi faceci nie mogą na nią patrzeć? ;) No nic.... ja jestem totalnie oddana temu odcieniowi, niezależnie od tego jakie trendy obowiązują w danym sezonie. Jest to kolor tak bardzo ponadczasowy, że zawsze warto po niego sięgnąć. Ja dodaje mu pazura w postaci ćwieków na ramonesce i panterkowej podeszwie. Dwa elementy a ile się dzieję! 

Zdjęcia zrobione na szybko jakiś czas temu (przepraszam za to beznadziejne tło), całkiem o nich zapomniałam, przeleżały trochę na dysku, ale w porę je odkurzyłam;)  Teraz tyle się dzieje w moim życiu, że zupełnie nie mam czasu na bieganie z aparatem... mam nadzieje, że od przyszłego tygodnia tego czasu na blogowanie będę miała trochę więcej. Za to szykuje dla Was coś specjalnego ;)

Zdecydowałam się także na sprzedaż tej torebki
- więc jeśli macie na nią ochotę to zapraszam - tu można zobaczyć ją bliżej:  

ramoneska: stradivarius
koszula: stradivarius
spodnie: h&m
torebka: no name
buty:
www.topobuwie.pl

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Limonkowo w sercu ;)

              Sportowa elegancja. Zawsze zastanawiałam się co to naprawdę oznacza. Chyba wreszcie zrozumiałam gdy założyłam trampki do marynarki. O tak... całkowicie oszalałam na ich punkcie i  nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że coś za 20 zł może przynieść mi tyle radości ;) Już nie rozglądam się za innymi butami, a moja uwaga tak silnie przestawiła się na trampkowy tor, że chodząc po sklepach mimowolnie poszukuje ich wzrokiem, ze strachu przed nieoczekiwanym rozwaleniem się mojej pierwotnej pary, co przecież może nastąpić w każdej chwili (nie wymagajmy dużo od butów za 19,99) ;P Można powiedzieć, że właśnie tak spędziłam sobotni dzień - monitorując sytuacje, gdzie, co i za ile.... moje sumienie zostało zaspokojone. Teraz mogę przerzucić się na inny obiekt pożądania. Chyba nikogo nie zdziwię jak napisze, że już taki mam ;D aha! Tą moją nową niezdobytą miłością jest limonkowa torebka. Jej poszukiwania spędzają mi sen z powiek... jeśli o nią chodzi, to jedynie czego jestem pewna to kolor, na fason jeszcze się nie zdecydowałam i boję się, że szybko może to nie nastąpić, ale z drugiej strony.... czy te poszukiwania nie są najfajniejsze?
                 Wracając do outfitu.... ostatnio coraz częściej błądzę w limonkowej kolorystyce. W związku z tym, że w mojej szafie nie ma nic (jeszcze!) w tym niezwykłym kolorze, to ratuje się różnymi mieszankami kolorystycznymi. Cytrynowa koszula i soczyście zielona torba - czyż nie zrobiło się choć trochę limonkowo?

marynarka: allegro.pl
koszula: sh 3 zł
spodnie: zara
pasek: reserved

trampki: no name
torebka: sklep.topsecret

niedziela, 15 kwietnia 2012

birthday gifts

Moją pierwsza urodzinową niespodzianką już się chwaliłam, ale nie mogę zapominać, że mam nie tylko cudownych rodziców, ale i przyjaciół! Nie mogłabym wręcz przemilczeć tak cudownych prezentów i zdobytych z trudem (oj wierzę w to!) więc dziś odbędzie się taka mała samochwała ;P 
3 najważniejsze prezenty od bardzo drogich mi osób. Sukienka, poradnik i portfel.
Zacznę od poradnika.
Nie wyobrażacie sobie jaką miałam minę gdy wyciągnęłam tą mała książeczkę, z torebeczki ;P Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że mogę kiedyś dostać taki prezent! Teraz nie pozostaje mi nic innego jak tylko zachwycać Was moimi postami, błyskotliwością i lekkim piórem ;P Taki prezent do czegoś zobowiązuję ;D
Portfel -to juz pewnego rodzaju tradycja. Co roku na urodziny wymieniam portfel i z roku na rok mam coraz większe wymagania wobec niego. Ten spełnia je całkowicie. Zakochałam się w nim po uszy, i nie wiem czy wystarczy mi rok by mi się znudził ;)
Sukienkaaaa....
Wiecie jak to jest... zobaczyłyście daną rzecz na kimś (i oczywiście totalnie się w niej zakochałyście) i  zupełnie przypadkiem wasza druga połówka była w tej chwili przy was, a wy wręcz nie mogłyście się oprzeć, by nie podzielić się tą informacją z nią. Zupełnie też przypadkiem owe zdarzenie odbyło się w stosownej odległości czasowej od waszych urodzin... nie muszę chyba kończyć tej historii... happy end jest taki, że dziś mogę pochwalić się moją nową, wymarzoną, wyczekaną sukienką z dekoltem na plecach ;)

Ostatni raz przypominam konkursie, w którym do wygrania jest pastelowa bransoletka ;)
To już ostatnia szansa - czas macie tylko do północy!

czwartek, 12 kwietnia 2012

Smak tygodnia: Indonezyjska uczta.

Gdy przychodzi przedwiośnie mam straszną ochotę jak najszybciej przeskoczyć ten dziwny czas. Schować się gdzieś przed tą nieciekawą aurą na dworze, uciec przed wilgocią, przetrwać temperatury 4-7 C bez zastanawiania się jakie okrycie wierzchnie na siebie włożyć - okropny dylemat ;)
Zapragnęłam choć na chwilkę poczuć już pełnię lata. Indonezyjska knajpka wydawała się idealnym rozwiązaniem - i tak sie stało! Jakiś czas temu uciekając przed wiatrem i mżawką razem z moim chłopakiem znaleźliśmy azyl właśnie w takiej resturacji. 


Na pierwszy rzut oka - zwykła, mała restauracyjka. Z zewnątrz wygląda wyjątkowo niepozornie. Wystrój w pierwszej części lokalu nawet troszkę bardziej polski niż indonezyjski, prawdziwe egzotyczne zacisze czeka na wytrwałych w końcu lokalu, gdzie można zasiąść na pięknych poduchach, otulonych kolorowymi zasłonami, lecz pozycja klęcząca/półsiedząca zniechęciła nas skutecznie, szybko więc wybraliśmy standardowy stolik.

Mała karta - super!
Nie lubię restauracji, w której serwują 500 dań. Jeżeli jest w niej taki wybór, może to oznaczać, że produkty nie są zbyt świeże, a potrawy niezbyt dobre (ciężko być mistrzem od wielu rzeczy - prawda?)

Szybko wybieramy: Przystawka, dania główne i desery.
Naszą kulinarna podróż rozpoczęliśmy sosem arachidowym, a skończyliśmy na niezwykłych zielonych naleśnikach (pycha!).

Banany z czekoladą i z serem żółtym! potrafią przestraszyć, ale były naprawdę pyszne.
Na te zielone naleśniki z nadzieniem palmowym z pewnością tam wrócę ;))