sobota, 27 lutego 2016

Mój fotoreportaż Ślubny

Z każdym powrotem jest tak samo - odzwyczajamy się od pewnych czynności i trudno nam wskoczyć po dłuższej przerwie w dawny rytm. Cały miesiąc potrzebowałam na to, aby na nowo się rozkręcić. Zastanawiałam się o czym powinien być ten pierwszy post po powrocie. Co chciałabym powiedzieć znajomemu, którego nie widziałam półtora roku? Czym się podzielić? Pochwalić?

Niewątpliwie najważniejszym wydarzeniem w moim życiu był ślub, który na blogu się nie pojawił. Dlaczego? Ponieważ chciałam czerpać pełną radość z najdrobniejszych rzeczy związanych z organizacją ślubu, a potrzebowałam na to czasu. Nie chciałam dawać Wam strzępków informacji, które z pewnością niosłyby ze sobą ogromny bagaż emocjonalny, wolałam się odnieść do wszystkiego, co jest związane ze ślubem, na chłodno. Wiem, że wtedy podjęłam dobrą decyzję, chociażby po tym jakie zdjęcia wybrałam dziś do mojego ślubnego reportażu. Z pewnością dokładnie tych fotografii tuż po ślubie byście nie oglądali. Piękne jest to, że z każdym mijającym miesiącem zakochuje się w zupełnie nowych kadrach, które na początku nie były dla mnie aż tak ważne, lub inaczej - wyjątkowe. Najpierw patrzyłam na siebie na zdjęciach, co jest naturalne, potem na mojego męża, następnie na moich najbliższych, pozostałych gości i w końcu zaczęłam dostrzegać detale.Teraz mogłam stworzyć przepiękną pamiątkę, którą z przyjemnością się z Wami dzielę.
Niech ten post będzie wstępem do innych ślubnych postów - jest kilka rzeczy, na które chciałabym zwrócić Waszą uwagę, z pewnością są wśród Was Panie, które mają Ten dzień wciąż przed sobą, prawda? ;)

Tym czasem miłego oglądania...


Zdjęcia: Prestige

środa, 20 stycznia 2016

Wciąż obecna...


Nie wiem od czego zacząć...
Może od tego, że nie było mnie ponad rok.
Dlaczego wróciłam? Dobre pytanie, na które nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć.

Chyba potrzeba społecznego ekshibicjonizmu spowodowała, że postanowiłam wrócić do pisania tego bloga. Z każdym nałogiem jest podobnie – nie ważne od czego się uzależniamy, prawdą jest, że zawsze za tym tęsknimy. Ja też tęskniłam. Za Wami, za fotografią, za możliwością zapisu wspomnień, spełnionych marzeń i pięknych aspiracji. Jestem ekstrawertykiem, nie będę tego ukrywać. Co w sercu to na języku, po prostu taka jestem. Muszę mieć pewną przestrzeń, którą będę zarządzać, do której będę wracać, z którą będę tworzyć i dokumentować. Co dokumentować? Po prostu codzienność.

Zaczynałam od mody, a właściwie mojego sposobu na modę. Podpowiadałam Wam moje patenty na tanie-drogie zakupy, dzieliłam się radami, jak łączyć stare z nowym i uczyłam się z Stylu. Czy się go nauczyłam? Nie wiem, ale wiem, że dzięki temu blogowi odnalazłam siebie i na pewno rozwinęłam się na wielu płaszczyznach.
I wypaliłam się. Ponad 5 lat razem z Wami stroiłam się w tzw. „outfity”. Doszłam do ściany i czułam, że przy niej stoję. Może trochę się zestarzałam i to wszystko przestało dawać mi tyle radości i satysfakcji co kiedyś? A może po prostu zmieniłam się. Zaczęłam czuć, że to wszystko nie jest już takie „moje”. Co w takim razie będzie mnie odzwierciedlało i pozwoli na pewnego rodzaju artystyczne i estetyczne wyżycie się? Bynajmniej nie potrafię tworzyć do szuflady, więc jaką przestrzenią internetową powinnam w związku z tym zainteresować się bardziej? Gdy szukałam odpowiedzi na to pytanie pojawił się na blogu wizaż, chociaż zawsze był mi bliski. Porzuciłam ubrania na rzecz pędzli dosyć nagle i definitywnie. I to też nie była dla mnie właściwa droga.
Gdy okazało się, że wizaż to jeszcze nie to, zaczęłam się zastanawiać czego sama oczekuję od mediów społecznościowych i w jakiej kategorii najchętniej umieściłabym swój blog, inaczej, do jakiej grupy społecznej chciałabym należeć – szafiarek? makijażystek? urodomaniaczek? A może lifestylowiczek? Wcale nie tak prosto jest dokonać samookreślenia. 
Zastanawiałam się dalej co ze sobą zrobić. Wiedziałam, że moja natura nie pozwoli mi zbyt długo milczeć, ja po prostu muszę dzielić się z innymi moimi doświadczeniami i emocjami. Mam w sobie ogromną potrzebę uchwycenia i utrwalenia piękna, a także tzw. przynależności. Muszę zatem być obecna w Sieci. Więc o czym będzie ten blog? Już padła odpowiedź na to pytanie – o codzienności. Czyli o wszystkim o czym tylko chcę i co jest dla mnie ważne. O sposobie na idealną kawę w sobotni poranek, o spacerze po londyńskim Camden Town, o niecodziennym makijażu, o niebanalnych wnętrzach, pięknych miejscach, drobnych rzeczach, wielkich planach i niewielkich problemach. Z mody w pewien sposób też nie zrezygnuje ;)

Na pewno znajdzie się ktoś kto zapyta – a dlaczego Internet? Dlaczego tutaj? A czy nie jest tak, że dziś to co internetowe możemy określić jako społeczne? Ja uważam, że zdecydowanie mam prawo do takiego porównania i nie tylko dlatego, że jestem socjologiem ;)
A może nikt nie zapyta, bo nikogo już tutaj nie ma? Jak szybko zanikają internetowe więzi i umierają subspołeczności? Czy jest ktoś kto w ogóle to przeczyta? Czy ktoś tu na mnie czeka?